Z pamiętnika florydczyka (1)



Po podróży trzema samolotami wsiadłem w samochód i ruszyłem w kraj, w którym powstały filmy drogi. Nic dziwnego — po Stanach Zjednoczonych Ameryki poruszać się inaczej niż samochodem jest ciężko. Zaś siedzenie za kierownicą to czysta przyjemność.

Doświadczenia z Florydy pokazują, że większość dróg jest kilkupasmowa. Nawet te podrzędne. Dodatkowo, przy skrzyżowaniach niemal obowiązkowe są pasy do skrętu w lewo i w prawo. Ruch jest wyjątkowo płynny. Raz, ograniczenia prędkości nie są tak dotkliwe jak w Polsce. Zazwyczaj trochę ponad 70 km/h w mieście. I wszyscy tyle jadą. Dwa, gdy światła zmieniają się na zielone, cała kolumna samochodów jak stała, tak równo rusza. Powód prosty: niemal wszystkie samochody tutaj mają automatyczną skrzynię biegów. Po zwolnieniu hamulca samochód od razu powoli rusza. Nie ma nikogo, kto zamiast wystartować zmienia biegi.

Światłami nie trzeba się przejmować skręcając w prawo. Tak, jakby na wszystkich skrzyżowaniach były polskie zielone strzałki. W wyjątkowych wypadkach pojawia się napis zakazujący takiego manewru. Ale naprawdę rzadko. No i właśnie, napis. Większość znaków na Florydzie ma formę napisu, nie piktogramu. Czasem nawet zabawnego, jak seria znaków “patience”, “pays”, “passing zone”, “in 1 mile” przed dodatkowym pasem do wyprzedzania na wyjątkowo wąskim odcinku drogi. Przydatne są też informacje, że następne światła to skrzyżowanie z np. Yamato Road.

Światłami nie trzeba się również przejmować po wjechaniu na autostradę. A tych jest sporo do wyboru. Sam zestaw międzystanówek ma 75 tys. km, a oprócz nich mnóstwo innych w podobnym standardzie. Nie każda ma 5 pasów, ale praktycznie po każdej jedzie się wygodnie. Nie za szybko, w zależności od stanu dozwolona prędkość to 105÷120 km/h, ale wszyscy się tej prędkości trzymają. Przekraczających zaraz wychwytują radiowozy. Samochody jadą więc równo i można zaplanować wycieczkę. Mając do przejechania 300 mil można bezpiecznie założyć, że do celu dotrzemy równo cztery godziny po wjechaniu na autostradę. Bardzo przydaje się wtedy tempomat w samochodzie.

Wspomniany radiowóz widać z daleka z powodu ferii świateł, jakimi się mieni. Kilkukolorowe koguty na dachu, za tylną szybą, migające światła drogowe nie pozwolą przeoczyć takiego pojazdu. Zresztą strobosygnalizacja jest w Stanach bardzo popularna. Autobusy szkolne mrugają na pomarańczowo. Śmieciarki i pojazdy budowlane na biało. Drogi w przeważającej większości wyposażone są w odblaskowe elementy. Nawet w trakcie remontu nawierzchni tymczasowe, żółte pasy uzupełnione są odblaskami.


Archived comments:

ved 2009-10-27 11:36:02

Strasznie idylliczny obraz Stanów tutaj przedstawiasz. Albo we Florydzie macie jakąś enklawę albo coś niesamowitego musiałoby się stać w ciągu ostatnich 3 lat. Pozwolę się przyczepić, bo z mojego doświadczenia wcale to tak pięknie nie wygląda:
1) ograniczenia prędkości - moim zdaniem są tak samo, jak nie bardziej, dotkliwe jak w Polsce. Normą jest ograniczenie do 25-35 mph jeśli tylko w okolicy mili znajduje się szkoła/szpital. No ale w mieście to jeszcze pół biedy, dużo gorzej jest na autostradach, gdzie maksymalna prędkość to 75-80 mph (80 to tylko niektórych hrabstwach w Teksasie). To już nawet w Polsce mamy wyższe ograniczenia, a uwierz mi, że nic nie jest tak denerwujące jak za wolna jazda na dłuższym dystansie. Do tego oni naprawdę mają warunki, żeby po tych autostradach można było jechać spokojnie 100 mph miejscami.
2) radiowozy - z tymi to jest tak, że po prostu trzeba uważać. Policjant może się równie dobrze przyczepić do za wolno jadącego samochodu. Normą jest, że spokojnie możesz przekroczyć ograniczenie prędkości o jakieś 10%. Po drugie nawet jeśli zostaniesz zatrzymany przez radiowóz to w większości z tymi policjantami da się normalnie porozmawiać i zostać tylko upomnianym. Miałem taką sytuację kilkukrotnie. :-) A oprócz tego to skubańcy są cwani, np. chowają się w cieniu mostu w czarnym radiowozie, etc. No i do tego zmierzą twoją prędkość stojąc/jadąc przed tobą/za tobą/z naprzeciwka, nie będzie pana mierzącego do ciebie suszarką.
3) planowanie wycieczek - w większości wypadków możesz zaplanować znając same ograniczenia (albo sprawdzając na Google Maps), ale zdarzają się niechlubne wyjątki. Miałem kiedyś taką sytuację w L.A., że stałem w korku na 6-pasmowej autostradzie o godzinie 2 w nocy z soboty na niedzielę...
To chyba tyle co pamiętam na początek, pozdrawiam.

Outlaw 2009-11-03 22:11:18

Przedstawiłeś to tak że chce się tylko wyjeżdżać :) Chyba aż tak kolorowo nie jest...? ;/

PS. Przeprowadziłeś się na stałe?

zdz 2009-11-05 21:12:40

Outlaw, drogi są fajne. Ale nie wszędzie, jak pisze ved. Mniej fajne rzeczy opiszę w kolejny(m|ch) wpisach.
I bez przeprowadzki, to tylko wyjazd służbowy i do Polski trzeba wrócić.

Zbigniew Czernik 2009-12-08 13:31:20

"ferii świateł" -> "feerii świateł"

Comments


Comments powered by Disqus