Goodbye Foresight



W zeszłym tygodniu, po półtora roku używania pożegnałem dystrybucję Foresight Linux. Mimo, że dobrze się zapowiadała, nie przypadła mi do gustu.

Największą zaletą FL miało być zarządzanie pakietami przez Conary. Odskocznia od wszechobecnych dpkg i RPM obiecuje integrację pakietów z systemem śledzenia wersji. W każdej chwili możliwy powrót do wcześniejszej wersji paczki lub jej fragmentu. Aktualizacje mają być szybkie i pobierać z repozytoriów tylko pliki zmienione pomiędzy wersjami paczki. Dodatkowo polecenie conary emerge, przebudowuje żądaną paczkę w naszym środowisku.

Obietnice niestety pozostają niespełnione. Z rollback nigdy nie miałem potrzeby korzystać. Często natomiast czekałem po kilkanaście minut aż polecenie conary updateall wyświetli listę pakietów do aktualizacji. Wiązało się to za każdym razem z pobraniem kilkudziesięciu megabajtów opisujących repozytorium, po czym bardzo często kończyło komunikatem o problemach z zależnościami, PRZED podaniem listy nowości. Powodowało to także niedziałanie PackageKit, który w zamyśle miał dawać GUI do Conary. Brak też odpowiednika znanego mi z yum przełącznika --skip-broken, więc aktualizacje często wymagały przejrzenia listy pocztowej foresight-commits i żmudnej, ręcznej aktualizacji pakiet po pakiecie.

Wyszukiwanie dostępnego oprogramowania jest bardzo kulawe. repoquery działa tylko jeśli znany dokładną nazwę pakietu. Bez tego możliwe jest tylko grepowanie listy wszystkich pakietów lub wyszukiwanie przez interfejs WWW repozytoriów. Znalezienie czegoś to połowa sukcesu, często bowiem pakiety są w bardzo starych wersjach (bluez 3.x? come on!) lub okrojone w dziwny sposób. Sterownik Xorg do Matroxów dostarczany jest bez DRI. Mutt nie ma wkompilowanego header_cache. Moje raporty błędów (również z łatkami) były jak wysyłane w próżnię.

Dużym problemem jest brak jasnego pochodzenia pakietów. Foresight budowany jest na bazie rPath Linux, który z kolei wydaje się czerpać dużo z Fedory. Stąd też odpowiedzi na raporty błędów w stylu ,,ten pakiet nie jest od nas tylko z rPath''. Pewną schizofreniczność wywołuje gonienie za nowościami widocznymi przez użytkownika — notify-osd było w FL instalowanie wcześniej niż w Ubuntu, wydanie nowej wersji tego samego dnia co oficjalne wydanie GNOME — przy jednoczesnym mocnym zaniedbaniu siedzącej pod spodem infrastruktury. Mocno raził też brak SELinuksa.

W dialogu prowadzonym poprzez system śledzenia błędów jest jeden pozytyw. Gdy uszkodzeniu (sama z siebie) uległa baza zainstalowanych paczek, jeden z developerów poprosił o conarydb z mojego komputera, naprawił co sie dało i odesłał mi działający plik. Nb. baza zainstalowanych pakietów miała u mnie około ćwierć gigabajta. Czy to nie odrobinę za dużo?

Podsumowując: stare i okrojone oprogramowanie, ciągłe problemy z zależnościami i powolny, pożerający zasoby zarządca pakietów. Z ulgą zainstalowałem na kolejnym komputerze Fedorę.


Archived comments:

Michał kUtek Kuciński 2009-06-16 20:35:42

Dlatego ja w tym momencie stronię od dystrybucji o których nikt, bądź prawie nikt nie słyszał. Dobre community, to jest to!

Comments


Comments powered by Disqus