No to pohulane
Na fali postów naprawczo–remontowych… po przejechaniu trochę ponad 6 200km w 2,5 roku, oddałem moją hulajnogę do serwisu. Zaciski hamulcowe trzeba wymienić i coś zaczęło się dziać z baterią.
Nie zawsze ładuje się do pełna, przestaje losowo w trakcie. Poniżej dwa wykresy: górny to obecne zachowanie. Dolny to prawidłowe ładowanie:

W serwisie rozebrali baterię, stwierdzili brak uszkodzeń mechanicznych i sprawdzili wszystkie sekcje. Diagnoza: akumulator ma 60% oryginalnej pojemności, jest już na wykończeniu. Szkoda, bo dbałem o higienę. Nigdy nie rozładowałem go do zera, ani też nie trzymałem naładowanego na 100%. To niestety kwestia budżetowości części.
Dostałem trzy opcje:
zbalansowanie ogniw i złożenie wszystkiego; jeszcze z jeden sezon da się pojeździć
nowy akumulator od producenta, koszt 2 850zł
zupełnie nowa, ale taka sama hulajnoga, bo akurat mają taki model w kartonie, za jakieś 3,5k zł
Przy tych kosztach postanowiłem dojeździć Joyora do końca, a jak przyjdzie czas – rozejrzeć się za czymś z wyższej półki. Absolutnie sprawdził się finansowo i czasowo jako główny środek transportu w mieście.
Ostatnie 2 tygodnie, gdy hulajnoga była w warsztacie, do biura jeździłem na rowerze. I jest spoko, może będę to robił częściej. Drogę „tam” mam bardzo z górki, większość trasy nawet nie muszę pedałować:

A w biurze są prysznice. Może zabiera to 10 minut dodatkowych minut, ale dużo więcej oszczędzam nie robiąc samochodem korków.
019/100 of #100DaysToOffload
Tomasz Torcz
Comments
Comments powered by Disqus