No to pohulane



Na fali postów naprawczo–remontowych… po przejechaniu trochę ponad 6 200km w 2,5 roku, oddałem moją hulajnogę do serwisu. Zaciski hamulcowe trzeba wymienić i coś zaczęło się dziać z baterią.

Nie zawsze ładuje się do pełna, przestaje losowo w trakcie. Poniżej dwa wykresy: górny to obecne zachowanie. Dolny to prawidłowe ładowanie:

/dżogstaff/2025.10.24-ładowanko.png

W serwisie rozebrali baterię, stwierdzili brak uszkodzeń mechanicznych i sprawdzili wszystkie sekcje. Diagnoza: akumulator ma 60% oryginalnej pojemności, jest już na wykończeniu. Szkoda, bo dbałem o higienę. Nigdy nie rozładowałem go do zera, ani też nie trzymałem naładowanego na 100%. To niestety kwestia budżetowości części.

Dostałem trzy opcje:

  • zbalansowanie ogniw i złożenie wszystkiego; jeszcze z jeden sezon da się pojeździć

  • nowy akumulator od producenta, koszt 2 850zł

  • zupełnie nowa, ale taka sama hulajnoga, bo akurat mają taki model w kartonie, za jakieś 3,5k zł

Przy tych kosztach postanowiłem dojeździć Joyora do końca, a jak przyjdzie czas – rozejrzeć się za czymś z wyższej półki. Absolutnie sprawdził się finansowo i czasowo jako główny środek transportu w mieście.

Ostatnie 2 tygodnie, gdy hulajnoga była w warsztacie, do biura jeździłem na rowerze. I jest spoko, może będę to robił częściej. Drogę „tam” mam bardzo z górki, większość trasy nawet nie muszę pedałować:

/dżogstaff/2025.10.24-pedałowanko.jpg

A w biurze są prysznice. Może zabiera to 10 minut dodatkowych minut, ale dużo więcej oszczędzam nie robiąc samochodem korków.

019/100 of #100DaysToOffload

Comments


Comments powered by Disqus