Imprezowo, irlandzko i ludycznie
Z pewnym opóźnieniem odnotowuję.
Lord of the Dance
Niemal trzy tygodnie temu, na początku marca, pojechaliśmy z Anią na irlandzki musical autorstwa Michaela Flatleya. Przedstawienie odbyło się 1 marca 2008 w Sali Kongresowej w Warszawie.
Zaczęło się nieciekawie. W piątek siedziałem spakowany na torbach nie wiedząc, czy pojadę. Déjà vu z tygodnia wcześniej, kiedy miałem dokładnie taką samą sytuację. Tym razem powodem była Poczta Polska, która bilety wysłane priorytetowym listem poleconym przetrzymywała 2 tygodnie (dotarły na miejsce już po spektaklu). Kilka telefonów do sprzedawcy biletów, wydruk potwierdzenia zamówienia i jednak pojechaliśmy.
Na miejscu sytuacja wyglądała trochę inaczej niż uzgodniona przez telefon, ale dzięki rozsądnemu szefowi ochrony zostaliśmy wpuszczeni i zajęliśmy nasze miejsca.
Spektakl widzieliśmy już wcześniej na DVD. Ja — raz, Ania — milion razy. Pierwszy raz mieliśmy okazję na żywo. Sala Kongresowa zapewniła odpowiednie warunki do podziwiania irlandzkich tancerzy.
Flatley, wiekowy już tancerz, nie występuje. Młodzik, który zajął jego miejsce idzie w ślady mistrz i robi wrażenie. Scena w Kongresowej wystarczyło tancerzom do brania rozbiegów i wyskoków (z przebieraniem nogami w powietrzu). Czułem się trochę nierealnie obserwując taniec z tak bliska. Na ekranie monitora filmy wyglądają filmowo, ale tutaj oni naprawdę wyczyniali takie cuda!
Niemiłym akcentem byli inni widzowie, dla których z pewnością zarezerwowane jest już miejsce w specjalnym piekle. Na wolne miejsca obok nas przesiedli się ludzie pogwizdujący melodie z przedstawienia. A w przerwie miało miejsce przykre zetknięcie z chamstwem w kolejce przy barze.
NuFolk Festiwal — Żywiołak
Z kolei tydzień temu znalazłem się na koncercie grupy Żywiołak, reprezentującej polską muzyką neoludową. Było tam też kilku¹ moich znajomych. Żywiołak wystąpił w klubie Żak w Gdańsku. Twórczość grupy poznałem w zeszłym roku na Festiwalu Kultury Celtyckiej w Dowspudzie.
Żak jako miejsce koncertów bardzo mi się spodobał. Na głównej sali, dysponującej dwoma poziomami balkonów, obowiązuje zakaz palenia — wielki plus. Nie wolno też wnosić tam napojów, ale nie jest to duża niedogodność. Tuż obok jest sala barowa z miejscem do odpoczynku. Nagłośnienie było dobre, a słuchacze zachowywali się bez ekscesów.
Koncert Żywiołaka był bardzo dobry, ogólnie oceniany najlepiej ze wszystkich występujących tego wieczora zespołów. I to nawet mimo tego, że zamknięta sala nie pozwoliła wokalistkom na takie popisy wokalne jak otwarta scena w Dowspudzie. Tym lepiej dla uszu słuchających, bo panie potrafią dać czadu.
Żak jest miejscem do którego z przyjemnością będę wybierał się na inne koncerty.
¹ w kolejności losowej: Ania, Zal i Marta (specjalne gorące pozdrowienia!), Doom, Kinja, Kaja, Japhy, Kenny z Ewą, Biedak.
*** **Archived comments:** **Zal** _2008-03-20 21:36:14_Potwierdzam! Panie z Żywiołaka potrafią dać czadu :D Ja natomiast Żaka polecam ze względu na oryginalne i ciekawe spotkania, jakie organizują. Myślę, iż nie ma wielu miejsc w Gdańsku w którym można m.in. zapoznać się z tańcem Butoh, czy też mieć okazję udziału w festiwalu podobnym do Japanese New Music Festival :D
**Xyr** _2008-03-21 22:09:13_No to pozostaje Ci zalowac, ze nie wybrales sie ze mna na Shannon w sobote :). W zanadrzu mam dla Ciebie, na pocieszenie, plyte SooMood (grali przed zywiolakiem). Napisz jeszcze o kuflach z Donegala :P
Comments
Comments powered by Disqus