Po rzeźbie



Wczoraj po pracy Monika zabrała mnie do Elewatora, na ściankę wspinaczkową. Znajduje się tam konstrukcja wysoka na 19 metrów, na szczycie której przymocowane jest kilkanaście lin wyznaczających trasy.

Poszedłem wyposażony w trampki za 13,99 PLN, rzeczy na przebranie i odrobinę niepewności. Na miejscu czekało mnie kilka minut szkolenia z asekuracji. Potem znalezienie jakieś wolnej trasy, zabezpieczanie Moniki w trakcie jej ekspresowego wejścia na samą górę, i... na ścianę!

Blok!

Robi się dwa pierwsze kroki i znajduje nad podłogą. Dalej nie ma w zasadzie różnicy w odległości do ziemi. Może być pół metra lub dziesięć. Parę centymetrów przed twarzą jest ściana. Ręce sprawdzają, czy kolejnych wypustek można się mocno złapać. A może tylko zawisnąć na nich? Podeprzeć się krawędzią stopy trochę wyżej, czy zostać na tym szerokim (5 centymetrów, hehe) kamieniu? Gdzie oprzeć kolejny krok?

Im wyżej, tym uchwyty wydają się mniejsze. I dalej od siebie. W pewnym momencie nie widać, gdzie się złapać. Mój brak kondycji powodował, że po połowie ściany drgały mi mięśnie, nawet pozornie nie używane w danej chwili. Podciąganie na rękach stawało się coraz trudniejsze, ale nie zawsze było jak odepchnąć się nogą.

W pewnym momencie nachodzi ochota, żeby sprawdzić, gdzie się dotarło. Pokazać sobie, ile metrów dało się wspiąć. Wzrok odrywa się od ścianki, wędruje w dół... oczy zmieniają ogniskową o dwa rzędy wielkości, a palce zaciskają się na trzymanych właśnie uchwytach. Kurczowo. Ramiona przyciągają ciało bliżej pionowego bezpieczeństwa. Wysoko!

Nagle wszystkie te wystające kamyki wydają się takie niewielkie. Stopa wydaje się być bliska ześlizgnięcia z tej wąziutkiej półeczki, na której spoczywa prawie cały ciężar ciała. Wtedy największym dobrem świata wydaje się asekuracyjna linka przywiązana do uprzęży. Jej kojące napięcie zapewnia ulgę odebraną nerwom przez wysokość. Z jednej strony wspinacz, z drugiej osoba, której ufa. Świadomość, że tam na dole jest ktoś, kto powstrzyma upadek, kto cały czas naciąga sobie kark patrząc w górę, na asekurowanego. Jedna z rzeczy powodujących, że wspinaczka jest przyjemna. Porównać ze zdobyciem szczytu nie jestem w stanie, bo w przeciwieństwie do Moniki, ani razu tego wczoraj nie dokonałem ;)

Masz blok!

Szacunek. Dla wysokości, którą nie tak łatwo pokonać. Dla drugiej osoby, której powierzamy zdrowie i życie. Rispekt dla osób wchodzących obok jak muchy. Trzymając się jedną ręką, wiszą ze ,,skały'' i podciągają się. I tych, co pokonują trasę korzystając tylko z uchwytów oznaczonych czerwoną taśmą — na początku wyglądających jak bezużyteczne wypustki wielkości cala.

Jeszcze większy szacunek dla osób wchodzących na prawdziwe skały. A już naprawdę ogromny szacunek dla osób zajmujących się wspinaczką wysokogórską. Gdzie nie ma przerwy, nie można stwierdzić, że dalej się nie da i zjechać na linie w dół.

Wejście do Elewatora kosztuje teraz 14 PLN. Za tą cenę można do woli, na ile starczy sił, wchodzić w górę i w dół. Można też pod kątem, nad materacem. Czas leci szybko, wczoraj byliśmy prawie dwie godziny. Obiekt otwarty jest codziennie do późnego wieczora. Dodatkową atrakcją jest fakt, że większość odwiedzających ściankę Pań jest dość wysportowana i mają niezwykle ładne pupy. Chociaż oczywiście najfajniejszy jest wysiłek i pokonywanie wysokości!


Archived comments:

Clou 2007-11-08 19:45:35

sama przyjemność :)
kiedyś tak długo wisiałem na sciance, że skończyło się zapaleniem scięgien.
Gdzieś widziałem film (moze youtube) jak facet pokonywał uskok na skale. Wyglądało to tak: miał nad głową coś jakby sufit, tylko że pochylone od poziomu o kilka stopni. Ten sufit miał ok 170cm długości, a dalej przechodził w pionową scianę w górę. I wyobraź sobie, facet odbija się od sciany, leci wzdłuż sufitu i chwyta się jego zakończenia opuszkami palców. Szacunek :)

zdz 2007-11-08 19:49:30

Wow :-D

Boróva 2007-11-09 04:15:02

Wspinaczka... swietna zabawa,sport, relaks:)... Ogólnie rzecz ujmując... wszytko co najlepsze... i walka z własnymi słabościami:)

Comments


Comments powered by Disqus